Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/397

Ta strona została skorygowana.

— No jakże, — rzekł doń, — twoja narzeczona?
— Prześliczna, — odrzekł Roger z miną płaczliwą.
— Tak piękna jak Konstancyja?
— Niestety! piękniejsza jeszcze.
— Skoro tak, cóż cię u djabła jeszcze trapi?
— Ah! mój przyjacielu, — szepnął Roger z ciężkiém westchnieniem, — byłem pewny, że Konstancyja...
— Aha! rozumiem, — rzekł margrabia; — lecz cóż chcesz, mój kochany! toby było znowu zanadto szczęścia i stajesz się zbyt wymagającym; bądź kontent żeś gorzéj nie trafił. A zresztą, kto wié? Wszystko co ci się przytrafia, jest tak nadzwyczajne...
— O! nie, mój kochany, nie wybijesz mi z głowy, że jest jakiś wąż ukryty pod wszystkiemi temi różami. Lecz trudna rada! nie mogąc mieć władzy nad przeszłością