że d’Anguilhem odpowié jak należało natrętowi: lecz czekali dosyć długo; nareszcie Roger odpowiedział, lecz nie tak jak zasługiwała niewczesna apostrofa margrabiego.
— No, no — rzekł pocichu Cretté do Rogera, — widzę że my spadamy, a Royancourt idzie w górę; strzeż się, Anguilhem, strzeż się, już cię opanowano.
W istocie pan de Royancourt, stał się przyjacielem domu; przybywał codziennie z wielką poradą, w pyszne konie, z zuchwałemi lokajami. Sylwandira wypytywała go o nowiny wielkiego świata, do którego tak gorąco pragnęła się dostać, a który był dla niéj zamknięty, jak jeden z tych zaczarowanych ogrodów Tysiąca i jednéj nocy, zostających pod strażą smoka.
Smokiem który bronił wejścia do tego ogrodu, był margrabia de Cretté; przeto nienawidziła go szczerze.
Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/441
Ta strona została skorygowana.