Ta strona została skorygowana.
Z swojéj strony Roger zaczynał pojmować wszystko jaśniéj, i przybylec niecierpliwił go mocno.
— Ten Royancourt nudzi mig niepospolicie, — rzekł dnia jednego Roger do Cretté’go, — zaprowadził wczoraj moję żonę i teścia do tego jezuity Letellier; wszystkie te morały nie podobają mi się.
— A więc wycofaj się z tego wszystkiego, — rzekł Cretté, — zawieź Sylwandirę do Turenii, i zostaw mi pełnomocnictwo; możesz być pewny, że podczas twojéj nieobecności, oczyszczę dom od tych wszystkich natrętów.
— Do pioruna! dobra myśl — rzekł Roger.
Natychmiast przysposobił wszystko do podróży, lecz nie mówiąc nic nikomu; dopiero na dwie godziny przed wsiadaniem do powozu, uwiadomił Sylwandirę, że zabiera ją na wieś.
Sylwandira przygnębiona została tym