zdawało mu się, że nogi uginają się pod nim; blady jak śmierć oparł się o drzwi.
Lecz skoro tylko go spostrzeżono, wszyscy zaczęli go witać i okazywać mu tyle grzeczności, że byłoby w najgorszym tonie gniewać się w téj chwili.
Zresztą Roger czuł instynktowo, że lada dzień trafi mu się do tego sposobność.
Co do Sylwandiry, ta przywitała go tylko poruszeniem ręki; potém z giestem pełnym zalotnego rozdąsania:
— Jakto! — rzekła, — pokazujesz nam się w podobnym stroju? o! szkaradny mąż z ciebie; zdaje mi się, że zasługuję na to, aby dla mnie uważać nieco więcéj na toaletę. Czy nie przebierzesz się, mój przyjacielu?
Roger oniemiał na tyle czelności; wielka go brała chętka wyprosić batem, który trzymał w ręku niemiłych mu gości, lecz obawa skandalu wstrzymała go.
— Masz pani słuszność, — rzekł, —
Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/450
Ta strona została skorygowana.