Upłynęła godzina, bez wątpienia, jedna z najburzliwszych i najboleśniéjszych w życiu Rogera. Za najmniejszym łoskotem, drżał i nadstawiał ucha, sądząc, że ujrzy żonę wchodzącą do niego z żalem w sercu, prośbą w ustach, łzami w oczach: dałby dziesięć lat życia, aby Sylwandira to uczyniła. Lecz także sam, śmierć by raczéj poniósł, aniżeli uczynił jeden krok; jedyną jego cnotą, w podobnym razie był upór. Mając słabe serce, wiele jest mieć przynajmniéj mocną głowę.
Gdy tedy naznaczona godzina upłynęła wśród bicia serca, i wzruszeń trudnych do opisania, Roger wziął za kapeleusz i udał się do salonu.
Sylwandira była sama i haftowała na tamborku.
— A więc to już rzecz udecydowana, — rzekła tonem tak swobodnym, jak gdyby po prostu szło o zwykłą przejażdżkę; — istotnie opuszczasz nas?
Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/458
Ta strona została skorygowana.