Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/47

Ta strona została skorygowana.

przebiegł, Roger nie widział nic jak cień chmur przesuwających się pod księżycem i przyćmiewających jego światło. Kiedy niekiedy zatrzywymał się podsłuchując, lecz nie słyszał nic oprócz szumu drzew poruszających wiatrem; wtedy odwracał z westchnieniem głowę ku Anguilhem, i spostrzegał w oddaleniu, pomiędzy gałęziami drzew, okna zamku. Na ten widok brała go chętka zawrócić konia ku domowi, lecz nie upłynęło dziesięć minut jak wyjechał; nabierał przeto odwagi i zacinał na nowo Krysztofa, z wielkiém zadziwieniem biédnego zwierzęcia, które służąc zazwyczaj za wierzchowca baronów, nie przywykłe było do podobnego obejścia.
Nagle zdawało się Rogerowi, że usłyszał na dwieście lub trzysta kroków przed sobą krzyk; na ten krzyk, jego koń sam się zatrzymał, parskając głośno nozdrzami. Kawaler rzucił oczyma na około siebie; znajdował się w miejscu samotném