kratowaném, które bardzo skąpo wpuszczało powietrza i światła... światła! powietrza! życia!.. I ten biedny Roger, wieśniak nazwyczajony tak swobodnie oddychać świeżem powietrzem, wówczas gdy polował na równinach Anguilhem’u, przymuszony był żyć trochą światła, jakie z trudnością przedzierało się przez okno, opatrzone nadto w silne kraty, tak, że więzień spostrzegał tylko kawałek nieba, na którém żaden przedmiot się nie rysował.
Roger usiadł najprzód na ławce i zaczął rozmyślać; potém spojrzał na nadpruchniały stół przykryty kawałkiem lichego dywanu; następnie obejrzał łóżko, które znalazł bardzo twardém; nareszcie usiadł znowu na ławce, gdzie puścił wodze najdziwaczniéjszym uwagom.
Znajdował się w więzieniu, to była rzecz niezaprzeczona; lecz kto go tam wtrącił i za co, tę zagadkę należało rozwiązać.
Nie wiadomo jak daleko zajść może myśl
Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/472
Ta strona została skorygowana.