Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/49

Ta strona została skorygowana.

krycia księżyca przez chmury. Zdawało mu się, że spostrzegł coś ruszającego się o piętnaście stóp pod jego nogami.
— Czy to pan, p. de Beuzerie? — zapytał.
— Tak, tak, ja sam, kawalerze, — odpowiedział głos; — wydobądź nas ztąd na imię nieba; nasz powóz stoczył się z grobli i ugręźliśmy w bagnie.
— Pomocy! p. Rogerze, — odezwał się głos kobiécy.
— Pomocy! powtórzył głos młodéj dziewczyny.
— Ab! biédni państwo de Beuzerie, — zawołał Roger, — zaczekajcie chwilę.
I zeskoczył z Krysztofa. Wówczas usłyszał łoskot, jaki dotychczas zagłuszał odgłos stąpania jego wierzchowca, lecz który teraz wyraźnie dochodził do jego uszu. Koń uderzał nogami w błoto bagniska, tak że ugrzązł w niém po sam brzuch.
Staroświecka kareta, jak mówił p. de Beu-