zraniony w nogę, i czuję, że gdybym stał tak dłużéj, omdlałbym nieochynie.
— Szukaj pan, — rzekł głos, — musi być gdzieś fotel.
Roger zaczął szukać, wyciągając ręce jak człowiek grający w ślepą babkę, i znalazł przecie fotel.
Rzucił się przeto nań i zaczął rozmyślać.
Najprzód zdawało mu się, że słyszał już gdzieś ten głos, który się do niego odzywał, lecz nie mógł powiedziéć, gdzie. Napróżno starał się przypomniéć sobie, myśli jego jeszcze bardziéj się mięszały. Wtedy pomyślał, że najwłaściwiéj będzie, gdy zapyta się po prostu swojego towarzysza więzienia kto on był.
— Panie, — rzekł Roger, — będąc przeznaczonemi, tak jak my, do zamieszkiwania przez jakiś czas, jak się tego przynajmniéj obawiam, jednego i tegoż samego pokoju, najlepiéj jest, zawrzeć rychło
Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/532
Ta strona została skorygowana.