lecz o tém Bóg tylko i on sam mógł wiedzieć.
Jednego rana, gdy zajadał w najlepsze kawał chleba, stanowiący jego śniadanie, drzwi więzienia otworzyły się i znajomy głos uderzył jego uszy. Przyzwyczaiwszy oczy do ciemności, gdyż często przepędzał godziny, dnie całe bez światła, gdy zapomniano zapalić zagasłą lampę, ujrzał pana wykwintnie ubranego, który postąpił dwa lub trzy kroki, wymawiając jego nazwisko.
Byłto pan de Royancourt, który z otwartemi rękoma zbliżał się do Rogera.
Roger pochwycił ławkę i wstał w zamiarze roztrzaskania głowy panu de Royancourt; miał tuż przed sobą swojego wroga. Gdyby spuścił nań tę ciężką broń, zabiłby go na miejscu; lecz rozmyśliwszy się, rzucił ławkę na łóżko i pobiegł do margrabiego de Royancourt z otwartemi rękoma.
Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/583
Ta strona została przepisana.