Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/588

Ta strona została przepisana.

pocztowemi końmi, które gdy tylko pan de Royancourt i Roger wsiedli, popędziły czwałem.
Z niewypowiedzianém zachwyceniem Roger oddychający przez jedenaście miesięcy zaraźliwém powietrzem więzienia, napawał się czystą i wonną atmosferą miesiąca maja. Z nieopisaną roskoszą zamiast szczupłéj przestrzeni zamkniętéj cztérema posępnemi ścianami, obejmował spojrzeniem rozległe równiny, kończące się w oddaleniu niebieskawemi górami; lecz cała ta radość, to zachwycenie odbywało się wewnątrz niego; tak w radości jak w nienawiści nic nie pokazywał po sobie, i z tym samym uśmiechem witał tak upragnioną i ukochaną naturę, co i człowieka, którego tyle nienawidził.
Przy tém, kiedy niekiedy, odpowiedział na jego zapytania serdecznym giestem lub przyjaznym głosem, i powtarzał zapewnienia swojéj wdzięczności i poświęcenia.