Obłok palący jak płomień przesunął się przed oczyma Rogera, któremu zdawało się że umrze z radości.
Udał się, nie śmiejąc podać jéj ręki, za panną Konstancyją, która dostawszy się na ziemię, oddała rumieniąc się ładny ukłon swojemu kawalerowi i zbliżyła się do matki; lecz rzecz dziwna, jego serce tak swobodne i wesołe przed chwilą, ścisnęło się. Zdawało mu się, że młoda dziewczyna rozłączyła się z nim na zawsze. I Roger, biedny Roger, którego znany apetyt wszedł w przysłowie, usiadł do stołu nie mając najmniejszéj chęci do jadła.
Jednakże wielki tryumf oczekiwał Rogera. Niecierpliwość z jaką wyglądano kolacyi, popchnęła wszystkich gości do sali jadalnéj; lecz zaledwie piérwsze danie sprzątnięto, rozmowa przytłumiona głodem, zacęła odradzać się w zapytaniach; chciano wiedziéć przyczynę opóźnienia
Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/60
Ta strona została skorygowana.