Roger znalazł już piérwszy ślad. Obiecał sobie, że musi dojść aż do drugiego końca téj nici, której początek trzymał w ręku. Udał się przeto sam do Luzarches.
Tam dowiedział się, że młoda jakaś dama wynajęła jeden z domów, w którym sama mieszkała. Zakonnica usługiwała jéj. Mężczyzna jakiś, którego nie wiadomo nazwiska, lecz który wydawał się znakomitym panem, odwiedzał ją co wieczór. Opisano mu Sylwandirę i pana de Royancourt tak dokładnie, że nie podobna było wątpić.
Kto inny narobiłby hałasu, wyzwałby pana de Royancourt na pojedynek lub kazałby go zamordować najemnym zbójcom; lecz pojedynek pociągał za sobą Fort-l’Évêque, lub Bastyliją; morderstwa zaś karę, która nie przyszła nawet na myśl Rogerowi, to jest bicie kołem.
Wszystko to przeto nie było zemstą,
Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/608
Ta strona została przepisana.