odpłacała się mężowi najczulszém obejściem.
Sylwandira była nadzwyczaj ostrożną; jednak dnia jednego, gdy przez cały tydzień nadaremnie oczekiwała przybycia pana de Royancourt, a on nie raczył dać jéj nawet o sobie wiadomości, nie mogąc wytrzymać dłużéj, napisała bilecik pełen wymówek i zadzwoniła na swojego zaufanego służącego, chcąc przez niego posłać to pismo.
Lecz nie było nikogo z służby pani d’Anguilhem, i na odgłos zdwonka wszedł Breton. Ponieważ Sylwandira trzymała już list w ręku, nie śmiała odłożyć na później téj posyłki; przytém Breton oznajmił, że jest zupełnie wolny w téj chwili i ofiarował się pani d’Anguilhem wypełnić jéj polecenie. Odmówić, było to bez wątpienia wzbudzić podejrzenie w tym człowieku. Nadrobiła przeto odwagą, oddała list Bretonowi i rzekła obojętnie:
Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/610
Ta strona została przepisana.