był nadzwyczaj wesoły podczas wieczerzy, śpiewał nawet przy wetach.
Rzecz się przeciwnie miała z panem de Beuzerie. Jak gdyby przewidywał zamiary barona, wice-hrabia, który usiadł już do stołu z miną pełną godności, pochmurzał się co raz bardziéj i ku końcowi obiadu dał znak swojéj żonie, aby się także miała na ostrożności, który to znak wicehrabina zrozumiała z pojętnością małżeńską, godną największych pochwał. Co więcéj: ponieważ posadzono dwoje dzieci obok siebie i ponieważ, zamiast jeść, jak powinny robić dzieci od dwunastu do piętnastu lat, rozmawiali z sobą po cichu, jak kochankowie; państwo de Beuzerie, rzucali na córkę piorunujące spojrzenia których Konstancyja, zajęta wcale czém inném, zrazu nie uważała, lecz nareszcie dostrzegłszy ich, mięszała się tém bardziéj że nie domyślała się bynajmniéj przyczyny gniewu swoich rodziców.
Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/63
Ta strona została skorygowana.