ścią wschodu, perłą seraju, istną huryską, kobiétą nieopłaconą.
— Zdaje mi się, że zanadto uprzejmie zalecają mi się w twojéj obecności kochany Rogerze, — odrzekła przymilając się Sylwandira.
— Nie, moja luba, — rzekł Roger, — oceniają cię tylko, jak na to zasługujesz, nic więcéj.
Potém wszystkiém pożegnano się, lecz wyprowadzając ich, Sardyńczyk prosił oboje małżonków aby przybyli doń na śniadanie nazajutrz na pokład tartany, która stała na kotwicy za przystanią. Oprócz śniadania mieli być obecnymi przy połowie ryb, gdyż było właśnie czas przechodu sardeli.
Ta w nowym rodzaju rozrywka podobała się bardzo Sylwandirze, która przyjęła propozycyją z całego serca; lecz widząc że Roger nie odpowiada, zwróciła się z niespakojnością ku niemu.
Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/634
Ta strona została przepisana.