Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/637

Ta strona została przepisana.

mu posłuszną na jeden wyraz, na jedno skinienie.
— Istotnie, — rzekła do Rogera, — ten człowiek jest wyższy nad swój stan.
— Zapewnie, — odrzekł Roger.
Nazajutrz rano, Roger powróciwszy od Sardyńczyka, zastał żonę jak tańczyła i śpiewała sama z sobą.
— Dobrze! — rzekł, — już się zakochała w patronie.
Mieli odpłynąć dopiero o szóstéj po południu: co moment Sylwandira spoglądała na zegar: rada byłaby popchnąć skazówkę. Roger uśmiechał się gorzko i potrząsał głową; lecz Sylwandira nie zajmowała się Rogerem.
W chwili gdy odpływali, otrzymawszy pozwolenie inspektora portu, Roger zapytał negocyjanta sardyńskiego czy czas będzie piękny.
— Prześliczny, — rzekła Sylwandira.