Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/640

Ta strona została przepisana.

i przy świetle téj błyskawicy ujrzano tartanę, płynącą o pięćset kroków najdaléj.
Wkrótce ukazało się cóś w cieniu; była to szalupa, na któréj znajdowało się pięciu ludzi.
Dwóch robiło wiosłami; dwóch znajdowało się na przodzie; piąty siedział w tyle. W tym ostatnim Sylwandira poznała patrona tartany.
Lecz tą razą twarz jego, która wczoraj wydawała jéj się tak piękną, teraz zdawała jéj się nacechowaną złowieszczym wyrazem.
— Przybijaj, — rzekł patron po włosku.
I szalupa zetknęła się z łodzią.
— O mój Boże! — zawołała Sylwandira domyślając się z wyrazu fizyjonomii nowo przybyłych, że nie chodziło tu wcale jak mniemała o zabawkę, — mój Boże! co się tu dzieje?
Zaledwie wymówiła te słowa, dwaj wioślarze i dwóch ludzi siedzących na