Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/642

Ta strona została przepisana.

Musiał Roger przypomnieć sobie zarazem wszystkie cierpienia jakich doświadczył, wszystkie zniewagi jakie znieść musiał, aby powściągnąć się od ratowania Sylwandiry i wydarcia jéj z rąk tych ludzi, gdy usłyszał jéj głos gasnący.
Podniósł głowę, lecz spuścił ją znowu na ręce.
Patron wziął Sylwandirę z rąk ludzi, którzy ją unieśli, wioślarze powrócili na swoje miejsca i szalupa szybko się oddaliła.
— Addio, padrone, — zawołał komendant tartany do sardyńskiego kupca.
— Addio, — odrzekł tenże z właściwym sobie żartobliwym uśmiechem.
Roger zwrócił ostatni raz spojrzenie ku Sylwandirze, i dostrzegł jeszcze śród ciemności jéj białą suknię, a że ludzie i szalupa zniknęła w pomroce, rzekłbyś, że to widziadło jakie sunące się po powierzchni morza.