Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/645

Ta strona została przepisana.

narzeczach, wszyscy celnicy wyszli z kordegardy, a koło ich ugrupowało się kilku mieszczan, którzy nie spali jeszcze.
— Co się stało? — zawołał dowódzca strażników.
— Co się stało, co się stało, ah! che sciagure, tak śliczna kobieta, o! che peceato.
Podczas gdy starzec wydawał te niezrozumiałe krzyki, barka posuwała się ciągle.
— Ale cóż się przytrafiło? — zawołali obecni.
Wówczas starzec wysiadając na ląd, opowiedział jak w chwili gdy przybijali do tartany, na której Roger, Sylwandira i on, mieli być świadkami połowu, łódź jakaś gnana falami uderzyła o ich czółno, strzaskała jedną z ławek i rudel, i to z taką gwałtownością, że wskutek uderzenia, pani d’Anguilhem wpadła w morze.
— Natychmiast, — mówił dalej starzec,