Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/657

Ta strona została przepisana.

nowa przypomniała sobie, że brakowało jéj drugiego dziecka. Spojrzała w powóz, i zobaczywszy, że jest próżny:
— A gdzież jest pani d’Anguilhem? — zawołała.
Żywy rumieniec oblekł czoło Rogera, i łza, która nie była obłudną, potoczyła się z jego oczu.
Spieszmy się dodać, że ta jedna tylko łza pociekła.
— Spotkało mię wielkie nieszczęście, moja matko! — rzekł Roger; — utraciłem panią d’Anguilhem... Lecz wejdźmy do pokoju, a opowiem ci to.
Trudnoby było dać czytelnikowi wyobrażenie wykrzykników żalu i podziwienia, z jakiemi przyjęto w salonie opowiadanie katastrofy wydarzonej w Marsylii.
Baronowa o mało nie zemdlała z żalu, i nie przestawała powtarzać jak Géronte:
— Lecz co ona miała robić na téj galerze!