Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/673

Ta strona została przepisana.

wadziwszy wice-hrabiego i Rogera do refektarza, zostawiła ich samych.
Jak jeden tak drugi nie wymówili ani słówka; tylko ojciec zbliżył się do kraty, Roger zaś pozostał zdaleka nieco w cieniu.
Po kilku chwilach drzwi otworzyły się, i Konstancyja ubrana całkiem biało weszła i zbliżyła się do kraty, krokiem wolnym i zdającym się nie czynić żadnego odgłosu.
Była blada i wychudła, lecz piękniejsza i nadobniejsza niż kiedykolwiek; zdawało się, że wszystko co tylko było w niéj ziemskiego, strawiło się ogniem jéj miłości, i że, z kobiéty cierpiącéj na tym świecie, pozostał tylko aniół, gotów unieść się w niebiosa.
Lecz nagle, odwróciwszy się od ojca, spojrzenie Konstancyi spotkało się z oczyma Rogera. Wówczas zachwiała się, i wydała głośny krzyk. Roger sądząc, że upa-