Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/674

Ta strona została przepisana.

dnie, poskoczył ku niéj i wyciągając obie ręce przez kratę:
— Konstancyjo, Konstancyjo! — rzekł; — jesteś aniołem; lecz pomimo całéj swojéj doskonałości, czy przebaczysz mi kiedykolwiek?
— To on, — rzekła Konstancyja, — to on, rzeczywiście.
I podnosząc oczy i złożone ręce ku niebu:
— O! mój Boże, — rzekła, dziękuję ci. Więc dobrze uczyniłam, żem mu wierzyła, żem miała nadzieję? Powrócił!
— Jednakże to było prawdą, że się ożenił, — rzekł wice-brabia de Beuzerie, pragnąc przekonać córkę, że jéj nie oszukiwał.
— Ożenił się! — rzekła Konstancyja, — czy to prawda Rogerze?
— Niestety! — rzekł Roger, — zmuszony byłem uledz konieczności, i oto jest list, który pisałem do ciebie w téj fatalnéj