Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/676

Ta strona została przepisana.

jego córka, którą uważał już za straconą, miała mu być powróconą, że pozwolił na wszystko czego żądał Roger i wyszedł sam z refektarza.
Zaledwie drzwi zamknęły się za nim, Roger pochwycił rękę Konstancyi i pokrył ją pocałunkami.
— O! Konstancyjo, — rzekł do niéj, — widzisz, że byłem znaglony nieprzezwyciężoną koniecznością; powiedz mi, czy to prawda, że mi przebaczasz?
— Przebaczam ci, i kocham cię więcej niż kiedykolwiek, Rogerze. — Potém przerywając sobie nagle: — O! ja nieszczęśliwa, — zawołała ukrywając głowę w dłoniach, — mówię ci o inném szczęściu, a zapominam o cieniu téj biédnéj nieboszczki, którą znieważam i która przeklina mię może.
Roger poczuł dreszcz przebiegający mu po wszystkich żyłach i westchnął.
— Żałujesz jéj, Rogerze, — rzekła