mu wierną, pomimo jego przeniewierzenia się, widząc Rogera powracającego do niéj, nie sądziła aby potrzeba było wspominać o związku, który zdawał jéj się oddawna zawartym już przed Bogiem. Przeto téż gdy Roger, w nadziei, że wrzawa stolicy wyruguje z jego umysłu dręczące go troski, wspomiał pod pozorem dopilnowania dawno zaniedbanych interesów, o potrzebie udania się do Paryża, Konstancyja nie uczyniła żadnéj trudności i zapytała go tylko kiedy spodziewał się powrócić.
— Jak będę mógł najprędzéj, — odrzekł Roger.
I ta odpowiedź wystarczyła pełnéj ufności dziewczynie. Roger przeto pożegnawszy się z rodzicami i ks. Dubuquoi, wyjechał do Paryża, dokąd przybył trzeciego dnia po swoim wyjeździe, w nocy.
Straszliwą była dla Rogera chwila, gdy wchodził sam jeden do tego domu, z którego wyszedł z Sylwandirą. Nie śmiał
Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/682
Ta strona została przepisana.