się machinalnie za biesiadnikami i siadł do stołu z umysłem tak widocznie zaprzątniętym, że wszyscy to zauważyli.
Lecz w dniu wesela głowa pana młodego może być łupem tylu rozlicznych myśli, że nikt nie był tak mało delikatnym, aby się pytał o ich przedmiot; tylko, kiedy niekiedy Konstancyja spoglądała nań z niespokojnością, a za najmniejszym hałasem, d’Anguilhem i Cretté drżeli i zwracali spojrzenia ku drzwiom.
W ten sposób doczekali się wetów: Roger i Cretté zaczynali się nieco uspokajać. Roger uśmiechał się do żony i wracał jéj życie tym uśmiechem. Cretté opowiadał z tą zachwycającą arystokracyją, jaką nie wiele osób dochowało do dni naszych, niektóre z tych anegdotek, jakich nikt już teraz nie śmié opowiadać, gdy niespodzianie wszedł do salonu bardzo brzydki murzynek i zapytał o pana barona d’Anguilhem.
Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/707
Ta strona została przepisana.