Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/730

Ta strona została przepisana.

Sylwandira zbladła; Cretté dostrzegł skutku jaki sprawiły jego słowa.
— Jego Ekscellencyja nie może przyjąć w téj chwili, leży w łóżku.
— Skoro tak, — rzekł Cretté, — znajdę kogo, co go podniesie.
— Zaczekaj pan, — rzekła Sylwandira, — zobacz?, czy można się widzieć z Jego Ekscellencyją.
— Wybacz piękna damo, — rzekł Cretté, — lecz mam swoje powody, że chcę wejść razem z tobą, inaczej...
Postąpił krokiem ku drzwiom.
— Wejdź pan, — rzekła Sylwandira.
I otworzyła drzwi wychodzące na korytarz.
Margrabia poszedł za nią i dostał się aż do salonu ambassadora, który siedząc na macie, puszył się i niezgrabnie przybierał pańskie miny.
— Zaczekaj pan, — rzekła Sylwandira, — przywołam tłumacza.