Nastąpiła chwila piérwszego zadziwienia, podczas któréj pan de Beuzerie zmarszczył brwi, Roger zaś oparł kolbę swojéj fuzyi na ziemi i zdjął czapkę. Wice-hrabia przerwał piérwszy milczenie.
— Znowu ty, kawalerze? — rzekł z nieukontentowaniem.
— Panie wice-hrabio, — odpowiedział Roger, — przypadkiem tylko tu się znajduję; mój pies popędził za zranionym zającem: szedłem za nim i nie chcący doszedłem do tego zwierzyńca.
— A dla czegóż twój pies udał się na Beuzerie? — zapytał wice-hrabia.
— Dla czego? jeżeli się nie mylę, widziałem ze dwadzieścia razy pańskich psów na naszych gruntach; zresztą, zdaje mi się, że istnieje między nami umowa, mocą któréj każdemu z nas wolno polować we wszystkich posiadłościach.
Te słowa wymówione były z mocą, której wice-hrabia nie spodziewał się po
Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/93
Ta strona została skorygowana.