podbitych jeszcze, których wioska była o dziesięć mil mniej więcej oddalona.
Bonaparte pozostawił im miesiąc czasu, by uwierzyli w swoją bezkarność; poczem, po upływie miesiąca, rozkazał jednemu ze swoich adjutantów, nazwiskiem Croisier, by osaczył wioskę, zburzył chaty, kazał pościnać głowy mężczyznom, włożyć je w worki a resztę ludności, to jest kobiety i dzieci, przyprowadzić do Kairu.
Croisier wykonał rozkaz ściśle; przyprowadzono do Kairu wszystkie kobiety i dzieci, jakie zdołano zabrać, a między niemi jednego Araba żywego, związanego i przymocowanego do konia.
— Dlaczego ten człowiek żyje? — zapytał Bonaparte. — Powiedziałem, żeby uciąć głowę każdemu, kto może nosić broń.
— Generale — odparł Croisier — który również mówił trochę po arabsku — w chwili, gdy miałem kazać ściąć głowę temu człowiekowi, zrozumiałem, że ofiarowuje on wzamian za życie własne życie pewnego jeńca. Pomyślałem, że zawsze będziemy mieli jeszcze czas ściąć mu głowę, i przyprowadziłem go. Jeśli się omyliłem, ceremonia odbędzie się tutaj; co zostało odroczone, nie jest stracone.
Przyprowadzono tłómacza Venturę i zaczęto badać Beduina.
Beduin opowiedział, że uratował życie pewnemu oficerowi, ciężko zranionemu pod bramą Zwycięstwa; że ten oficer, który mówił trochę po arabsku, mienił się adjutantem generała Bonapartego; że posiał go do brata, który uprawiał rzemiosło lekarza u szczepu sąsiedniego; że oficer był jeńcem tego szczepu i że, jeśli mu darują życie, napisze do brata, żeby odesłał jeńca do Kairu.
Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/104
Ta strona została przepisana.