Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/109

Ta strona została przepisana.

czem, puściwszy się galopem wzdłuż murów miasta, zniknął na drodze do Lugdunu.
O ćwierć mili od Awinionu jeździec otulił się płaszczem, aby ukryć przed okiem przechodniów broń, zdjął maskę i wsunął do olster.
Ci, których pozostawił w Awinionie, wysoce zaintrygowanych co do osobistości strasznego Morgana, owego „postrachu Południa“, mogliby się snadnie przekonać, o ileby znaleźli się obecnie na drodze z Awinionu do Bedarrides, czy wygląd bandyty odpowiadał strasznej o nim opinii.
Musimy przyznać, że wygląd bandyty wydałby się im zupełnie nie odpowiadającym tym wyobrażeniom, które wytworzyli sobie o nim. Istotnie, zobaczyliby bez maski twarz młodzieńca lat 24 do 25 zaledwie, twarz, którą dla regularności rysów i słodyczy wyrazu możnaby wziąć za twarz kobiecą. Jeden rys tylko nadawał wyrazowi twarzy charakter dziwnej stanowczości, a mianowicie piękne blond włosy rozwiane nad czołem i koło skroni, jak to było w modzie podówczas, oraz czarne jak heban brwi, oczy i rzęsy. Pozatem twarz jego, jakeśmy to powiedzieli, miała wyraz prawie kobiecy.
Składały się na nią dwoje małych uszu, których koniuszczki zaledwie widać było można, z pod bujnych włosów, nos prosty, doskonale proporcyonalny, trochę zaduże usta, lecz różowe i zawsze uśmiechnięte, przecudne zęby, delikatny podbródek, zlekka niebieskawy, wskazujący na to, że, gdyby nie był tak starannie golony, broda jego byłaby tegoż samego koloru co brwi i rzęsy. Dość duży wzrost, figura zręczna wykazywały jeśli nie ogromną siłę fizyczną, to w każdym razie wielką zwinność i ruchliwość. Ze sposobu siedze-