Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/118

Ta strona została przepisana.

wiono, że w ruinach tych nocą bywają jacyś goście, których nie widywano za dnia. Węglarze i włościanie, którzy wybierali w lesie drzewo, twierdzili, iż widywali poprzez szpary okiennic płomienie na schodach i w korytarzach klasztoru i słyszeli dźwięki łańcuchów, ciągnionych po posadzce kamiennej i po bruku podwórca. Niedowiarki zaprzeczali temu. Natomiast ludzie, którzy dawali tym opowiadaniom wiarę, dzielili się na dwie kategorye i odmiennie tłómaczyli przyczyny podejrzanych tych zjawisk: patryoci twierdzili, że były to dusze biednych mnichów, których tyrania klasztorna pogrzebała żywcem i którzy wzywali pomsty niebios na swych prześladowców, włócząc za sobą łańcuchy, w których chodzili za życia. Rojaliści twierdzili, że harcuje tam dyabeł we własnej osobie, który, nie bojąc się kropidła i zacnych mnichów, wyprawia brewerye tam, gdzie przedtem nie odważyłby się wsunąć koniuszczka swych pazurów.
Lecz jedna okoliczność czyniła te objaśnienia wątpliwemi, mianowicie to, że nikt z zaprzeczających, ani z opowiadających o tych dziwach nie miał odwagi pójść i w godzinie uroczystej przekonać się o prawdziwości opowiadań i orzec, czy klasztor pusty, albo też, jeśli był nawiedzany, to przez jakiego rodzaju gości.
Jednakże wszystkie opowieści uzasadnione, czy też bezpodstawne nie obchodziły nic tajemniczego jeźdźca, gdyż, jak widzieliśmy, zatrzymał konia pod bramą klasztoru, chociaż dziewiąta wybiła w Bourg. Jeździec ten, nie zsiadając z konia, wyjął pistolet z olster, zastukał rękojeścią o wrota trzykrotnie na wzór wolnych mularzy i słuchał...
Chwilami wątpił, czy odbywa się w klasztorze jakie