prędzej czy później. Być może, nie będzie on ukrywał się w Paryżu.
— Nie trać ani chwili czasu i nieś tę wiadomość braciom naszym z Zachodu — rzekł prezydujący. — Przed chwilą zatrzymywałem cię, ale teraz mówię ci: śpiesz się.
Chłop pokłonił się i wyszedł. Gdy drzwi zamknęły się za nim, prezydujący powiedział:
— Wiadomość, którą nam przyniósł Morgan, jest tak ważna, że chcę zaproponować specyalne zarządzenia.
— Jakie? — zapytali jednym głosem towarzysze Jehudy.
— Jeden z nas, na którego padnie los, pojedzie do Paryża i będzie nas przy pomocy umówionego alfabetu o wszystkiem informował.
— Przyjęte.
— W takim razie — ciągnął dalej prezydujący — wypiszmy nasze nazwiska na kawałkach papieru; włóżmy je do kapelusza i ciągnijmy losy.
Młodzieńcy pośpiesznie wykonali rozkaz.
Najmłodszy z nich zbliżył się do kapelusza i wyciągnął karteczkę, którą oddal prezydującemu.
— Morgan — odczytał ten.
— Proszę o rozkazy.
— Pamiętaj — zaczął uroczyście prezydujący — że nazywasz się baron de Sainte-Hermine; że ojciec twój był ścięty na placu Rewolucyi, a brat twój zabity w armii Kondeusza. Noblesse oblige — oto instrukcya dla ciebie.
— A co do pozostałych kwestyi? — zapytał młodzieniec.
Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/132
Ta strona została przepisana.