Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/174

Ta strona została przepisana.

tylko pani de Montrevel. Chłopi, pożegnani przez Rolanda, wyszli.
Przez resztę wieczoru nie mówiono już ani o klasztorze, ani o pawilonie, ani o duchach.


XV.
Niedowiarek.

O dziesiątej wszyscy w zamku już spali, a przynajmniej byli w swoich pokojach.
Kilka razy w ciągu wieczoru Amelia zbliżała się do Rolanda, jakgdyby chciała mu coś powiedzieć, ale za każdym razem wyrazy zamierały jej na ustach.
Gdy się rozchodzono, Amelia wsparła się na ramieniu brata i odprowadziła go aż do drzwi jego pokoju.
Roland ucałował ją, zamknął drzwi, tłómacząc się zmęczeniem.
Tymczasem w rzeczywistości nie rozbierał się. Ze zbioru broni zdjął dwa prześliczne pistolety, ofiarowane jego ojcu przez Konwent, popróbował kurków, dmuchnął w lufę, aby przekonać się, czy nie są oddawna nabite.
Poczem ostrożnie otworzył drzwi na korytarz i, widząc, że nikogo niema, zastukał do drzwi sir Johna.
— Proszę! — zawołał Anglik.
Sir John również nie był jeszcze rozebrany.
— Domyślałem się, że masz mi coś do powiedzenia. Czekam na ciebie — rzekł Anglik.