Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/205

Ta strona została przepisana.

Mnich, stojący przy ołtarzu, pozostał na swem miejscu, przypatrując się rozgrywającej się przed nim scenie.
Sir John miał tylko dwa pistolety; mógł więc zabić tylko dwu. Wybrał zatem dwie ofiary i strzelił. Dwaj towarzysze Jehudy padli na posadzkę, na którą spływała krew.
Pozostali, jakgdyby nic się nie stało, posuwali się tym samym krokiem, wyciągając ręce do Anglika.
Sir John chwycił pistolety za lufy i manewrował nimi, jak młotkami. Był silny; walka więc ciągnęła się długo.
Po dziesięciu minutach szamotania się towarzysze Jehudy powrócili do stall, pozostawiając Tanlay’a na środku kaplicy skrępowanego sznurami od habitów.
— Czyś polecił duszę Bogu? — zapytał mnich, stojący przy ołtarzu.
— Tak, zbóju! — odparł sir John — możesz mnie zabić.
Mnich wziął z ołtarza sztylet, podszedł z ręką podniesioną do sir Johna i, trzymając sztylet nad jego piersią, wyrzekł:
— Sir Johnie Tanlay’u! Jesteś odważny, musisz być lojalny. Przysięgnij, że nic nie powiesz o tem, coś tu widział; że w żadnej okoliczności nie poznasz nas, a darujemy ci życie.
— Jeśli tylko stąd wyjdę, zadenuncyuję was i będę was tropił.
— Przysięgnij! — powtórzył mnich.
— Nie — odparł sir John.
— Przysięgnij! — powtórzył po raz trzeci mnich.
— Nigdy! — powtórzył sir John.
— A więc umieraj, kiedy chcesz!
I mnich pogrążył sztylet w piersi sir Johna aż po rękojeść. Anglik nawet nie westchnął.