Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/210

Ta strona została przepisana.

— Masz tobie! — zamruczał Bonaparte — ten narwaniec zmyje mi głowę.
— Ach tak! Powiedział ci, że mam projekty na 18-go?
I Bonaparte wziął za ucho Bourrienne’a, mówiąc:
— Drzwi!
A zwracając się do Rolanda:
— Tak, mój kochany! mamy wielkie projekty na 18-go: będziemy z żoną na obiedzie u prezydenta Gohiera. Pójdziesz z nami.
Roland popatrzał na Bonapartego.
— To po tom był wezwany? — rzekł z uśmiechem.
— Po to, tak! A może i po co innego. Pisz, Bourrienne.
Bourrienne wziął żwawo pióro.
— Masz pióro?
— Tak, generale.
„Kochany prezydencie. Uprzedzam cię, że moja żona, ja i jeden z mych adjutantów przyjdziemy do ciebie na obiad pojutrze, dnia 18-go.
„Stąd wnosić możesz, że zadowolimy się obiadem rodzinnym...“
— A dalej? — zapytał Bourrienne.
— Co dalej?
— Czy trzeba dodać: „Wolność, równość, braterstwo“?
— Albo śmierć — dorzucił Roland.
— Nie — odparł Bonaparte. — Dawaj pióro.
I dopisał własnoręcznie:

„Oddany
Bonaparte“.

— Bourrienne! Wyślij to przez ordynansa. Ma być odpowiedź.
Gdy Bourrienne powrócił, Bonaparte zwrócił się doń: