jak pan, jednak nie wzbudza ono obaw. Przyjąłeś pan stanowisko wybitne, za co jestem mu wdzięczny: lepiej, niż ktokolwiek, wiesz pan, że trzeba siły i władzy, aby naród wielki zrobić szczęśliwym. Wybaw Francyę od jej własnej furyi, a spełnisz pragnienia mego serca. Oddaj jej króla, a pokolenia błogosławić będą twą pamięć. Jeśli wątpisz o mojej wdzięczności, wyznacz sobie stanowisko i losy twych przyjaciół. Co do moich zasad, to jestem Francuzem; łaskawy z natury, będę nim jeszcze bardziej przez rozum. Nie! zwycięzca z pod Lodi, Castiglione, Arcole, zdobywca Włoch i Egiptu nie przeniesie czczego rozgłosu nad sławę. Nie trać drogiego czasu: możemy zapewnić sławę Francyi; mówię możemy, gdyż potrzebuję Bonapartego do tego, a i on beze mnie temu nie podoła. Generale! Europa na ciebie patrzy, sława czeka cię, ja zaś pałam niecierpliwością, aby powrócić szczęście memu ludowi.
Bonaparte odwrócił się do młodzieńca, który czekał, stojąc i milcząc.
— Znasz treść listu tego? — zapytał.
Młodzieniec skłonił się.
— Tak.
— Był jednak zapieczętowany.
— Zanim mi go wręczono, odczytano mi treść.
— A kto ci go wręczył?
— Jerzy Cadoudal.
Bonaparte drgnął.
— Znasz Jerzego Cadoudala? — zapytał.
— To mój przyjaciel.
— Dlaczego powierzył ten list tobie właśnie?
— Gdyż wiedział, że oddam go do rąk właściwych.
— Istotnie, wykonałeś zlecenie.
— Jeszcze nie, obywatelu pierwszy konsulu.