Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/228

Ta strona została przepisana.

— Nie wierzysz? Otóż jest to prawda. Może dowieść ci, wyłuszczając środki, któremi dopnę celu?
— Jeśli mówi coś taki człowiek, jak generał Bonaparte — wierzę mu. Lecz jeśli mówi o uspokojeniu Wandei, to powiem mu: Baczność! Lepsza jest Wandeja walcząca, niż spiskująca. Pierwsza — to miecz, druga — to sztylet.
— Och, znam wasze sztylety — odparł Bonaparte.
I wyjął z szuflady dany mu przez Rolanda i położył go na stole.
— Ale — dodał — od sztyletu skrytobójcy do piersi Bonapartego jeszcze daleko. Spróbuj!
I zbliżył się do młodzieńca, utkwiwszy w nim wzrok.
— Nie przyszedłem tu mordować — odparł chłodno Morgan. — Później, być może, jeśli będzie to konieczne dla tryumfu sprawy, postaram się to zrobić najlepiej... Czy nie masz, obywatelu, nic więcej do powiedzenia?
— Owszem. Powiedz Cadoudalowi, że, jeśli chce walczyć z wrogami a nie z Francuzami, mam dlań nominacyę na pułkownika.
— Cadoudal dowodzi nie pułkiem, ale całą armią... Czy nic więcej nie usłyszę?
— Owszem. Czy możesz przesłać odpowiedź mą hrabiemu Prowancyi?
— To jest Ludwikowi XVIII?
— Nie kłóćmy się o wyrazy; temu, który do mnie pisał.
— Wysłannik jego jest w obozie w Aubiers.
— Otóż zmieniam decyzyę. Odpowiem mu. Ci Burboni są tak ślepi, że źle gotowi wytłómaczyć sobie moje milczenie.
Bonaparte siadł do biurka i napisał list możliwie najstaranniej, aby był czytelny.
„Otrzymałem list pański. Dziękuję za dobrą o mnie