Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/239

Ta strona została przepisana.

zdaje się, że się szykuje jakaś wyprawa. Muszę cię pożegnać. Pozwól mi jednak na rozstanie obejrzeć twą kamizelkę i spodnie, o których dużo słyszałem. Chyba mi darujesz tę ciekawość.
— Cóż znowu! Bardzo chętnie.


VI.
Skóra niedźwiedzia.

I młody Wandejczyk pośpiesznie zbliżył kandelabry, palące się na kominku.
Kamizelka i spodnie były, zdawało się, z jednakowego materyału. Ale największy znawca nie mógłby powiedzieć — z jakiego.
Spodnie były zwykłemi obcisłemi spodniami i nie przedstawiały nie nadzwyczajnego, chyba to, że były bez szwów i że doskonale przylegały do ciała.
Kamizelka natomiast zwracała na siebie uwagę dwiema cechami: była przebita trzema kulami, dziury od nich były nie zaszyte i na domiar obramowane karminem, który robił wrażenie krwi. Poza tem na lewej stronie wymalowane było krwawiące serce — znak, po którym poznawali się Wandejczycy.
Morgan obejrzał oba przedmioty uważnie, ale nic poza tem nie dostrzegł.
— Śpieszę się bardzo; chciałbym jednak wiedzieć, z jakiej tkaniny jest twe ubranie.
— Kochany Morganie — odparł Wandejczyk — słyszałeś pewnie, że niebiescy schwytali mego brata w okolicach Bressuire i rozstrzelali?
— Tak, wiem o tem.
— Niebiescy cofali się; więc porzucili jego ciało pod płotem. Myśmy następowali im na pięty. Otóż znalazłem ciało brata jeszcze cieple. W jednej z ran wetknię-