Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/245

Ta strona została przepisana.

— Zgadzam się na to — zawołał Morgan.
— Zgadzamy się — powtórzyły chórem trzy inne głosy.
Morgan wyjął zegarek, arcydzieło Petitota, zrobione dla Maryi-Antoniny, która darowała go księżnej de Polastron; od niej zegarek przeszedł do matki Morgana.
— Pierwsza po północy — rzekł Morgan. — Spieszmy się.
Od tej chwili zaczęła się wyprawa, a Morgan objął nad nią dowództwo i już nie radził się, lecz rozkazywał.
W pół godziny potem powóz, wiozący czterech młodych ludzi, zatrzymał się u rogatki Fontainebleau, gdzie naczelnik poczty zażądał od nich paszportów.
— Wolne żarty! — zawołał jeden z nich, wychylając się przez okno i zgodnie z modnym podówczas akcentem nie domawiając litery r — czyż to trzeba mieć paszporty, skoro się jedzie do Grosbois, do obywatela Baasa? Słowo honoru, zwaryowałeś, przyjacielu. Woźnica, batem po koniach!
Woźnica trzasnął z bata i powóz minął rogatkę.


VII.
W rodzinie.

Niech nasi myśliwi jadą do Lagny, my powróćmy do pałacu Luksemburskiego, aby się dowiedzieć, po co pierwszy konsul wezwał Holanda.
Roland zastał pierwszego konsula zamyślonego.
Na szmer kroków Rolanda, Bonaparte podniósł głowę.
— Coście sobie powiedzieli? — zapytał Bonaparte.
— Nagadaliśmy sobie dużo komplementów i rozstaliśmy się jak najlepiej.
— Jakie zrobił na tobie wrażenie?