Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/262

Ta strona została przepisana.

— Czyż nie rozumiesz?
— Nie.
— Dyliżans jest zatrzymany.
— Dlaczego? ależ powiedz dlaczego!... Ach! matko, rozumiem.
— Nie, nie — rzekła pani de Montrevel — nie rozminiesz.
— Ci panowie są złodziejami.
— Strzeż się powiedzieć to głośno.
— Jakto! to nie są złodzieje? przecież zabierają pieniądze konduktora.
Istotnie, jeden z nich ładował na konia swojego worki z pieniędzmi, które konduktor zrzucał mu z imperyalu.
— Nie — odparła pani de Montrevel — nie, to nie są złodzieje.
Poczem, zniżając głos, dodała:
— To są towarzysze Jehudy.
— A więc to oni — rzekło dziecko — zamordowali mego przyjaciela, sir Johna?
I teraz dziecko pobladło silnie a oddech jego zaczął syczeć przez zaciśnięte zęby.
W tejże chwili jeden z zamaskowanych mężczyzn otworzył drzwiczki dyliżansu i z najwytworniejszą grzecznością rzekł:
— Pani hrabino, ku wielkiemu naszemu żalowi zmuszeni jesteśmy turbować panią; ale potrzebny nam, a raczej konduktorowi, kufer, który tu stoi; niechże więc pani będzie łaskawa wysiąść na chwilę; Hieronim załatwi się możliwie szybko.
Poczem, tonem żartobliwym, który nigdy nie znikał doszczętnie z tego wesołego głosu, dodał:
— Nieprawda, Hieronimie?
Hieronim z góry dyliżansu odpowiedział potwierdzająco na słowa swego interlokutora.