Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/278

Ta strona została przepisana.

stworzu, lub puszczyka, widzącego śród ciemności, by ich wykryć śród krzaków janowca, zarośli i krzewów, gdzie są zaszyci.
Przejdźmy przez tą sieć niewidzialnej straży i, minąwszy w bród dwa strumienie, dopływy rzeki bezimiennej, która wpada do morza, w pobliżu Billiers, między Arzalem i Damganem, wkroczmy śmiało do wioski Muzillac.
Wszędzie tam ciemno i cicho; blask jednego światła tylko przedostaje się przez szpary okiennic domu a raczej chaty, która niczem zresztą nie różni się od innych.
Jest to czwarta chata na prawo od wejścia.
Zbliżmy oko do jednego z otworów tej okiennicy i zajrzyjmy.
Widzimy mężczyznę w stroju bogatych chłopów Morbihanu, tylko złoty galon, szerokości palca, zdobi kołnierz i dziurki fraka oraz brzeg kapelusza.
Resztę stroju dopełniają spodnie skórzane i buty ze sztylpami.
Na krześle leży porzucona szabla.
Parę pistoletów ma pod ręką.
Przed kominkiem lufy dwóch czy trzech karabinów odbijają blask płomieni.
Mężczyzna siedzi za stołem; lampa oświetla papiery, które on czyta z natężoną uwagą, i jednocześnie jego oblicze.
Jest to oblicze mężczyzny trzydziestoletniego; gdy troski wojny partyzanckiej nie zachmurzają tej twarzy, widać, że wyraz jej musi być szczery i wesoły; okolona pięknymi jasnymi włosami, ożywiona jest wielkiemi błękitnemi oczyma; głowa ma ten kształt właściwy głowom bretońskim, który zawdzięczają, jeśli mamy wierzyć systemowi Galla, nadmiernemu rozwojowi uporu.
To też mężczyzna ten ma dwa nazwiska.