Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/283

Ta strona została przepisana.

— W tejże chwili rozległ się odgłos kopyt galopującego konia.
— Oto prawdopodobnie ten, którego oczekujesz, generale — rzekł Serce Królewskie.
— Nie — odparł Jerzy — ten jeździec przybywa od strony Vannes.
Istotnie odgłos, który stał się wyraźniejszy, wykazywał, że Cadoudal miał słuszność.
Podobnie jak pierwszy, i drugi jeździec zatrzymał się przede drzwiami; podobnie jak pierwszy, zeskoczył z konia; podobnie jak pierwszy, wszedł.
Przywódca rojalistów poznał go odrazu, pomimo szerokiego płaszcza, w jaki przybyły był otulony.
— To ty, Pobożny — rzekł.
— Tak jest, generale.
— Skąd przybywasz?
— Z Vannes, dokąd mnie posłałeś dla pilnowania błękitnych.
— I cóż, co porabiają błękitni?
— Obawiają się, generale, że umrą z głodu, jeśli osaczysz miasto; chcąc zaopatrzyć się w żywność, generał Hatry zamierza opróżnić nocy dzisiejszej składy w Grandchamp; generał dowodzić będzie osobiście wyprawą i zabierze tylko stu ludzi, żeby się szybciej załatwić.
— Czyś ty zmęczony?
— Nigdy, generale — odparł Pobożny.
— A twój koń?
— Leciał tu prędko, ale może zrobić jeszcze cztery do pięciu mil w tem samem tempie i nie zdechnie.
— Daj mu dwie godziny odpoczynku, podwójną porcyę owsa i niech zrobi jeszcze mil dziesięć.
— Na tych warunkach nie zawiedzie.
— Wyruszysz za dwie godziny; będziesz w Grandchamp o świcie; wydasz w mojem imieniu rozkaz ewakuacyi wioski; już ja sam rozprawię się z generałem