Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/299

Ta strona została przepisana.

— To mój generał major — rzekł, śmiejąc się, Cadoudal — pełni przy mnie te same obowiązki, co generał Berthier przy pierwszym konsulu. Złoty Sęku...
— Generale!
— Ilu ludzi jest rozstawionych od Roche-Bernard aż tutaj, to jest na drodze, którą dążył ten pan, by się dostać do mnie?
— Sześciuset na stepach Arzalu, sześciuset w zaroślach Marzanu, trzystu w Péaule’u, trzystu w Billiersie.
— Ogółem tysiąc ośmiuset; a ilu między Noyalem i Muzillac’iem?
— Czterystu.
— Dwa tysiące dwustu; ilu stąd do Vannes?
— Pięćdziesięciu w Theix, trzystu w Trinité, sześciuset między Trinité i Muzillac’iem.
— Trzy tysiące dwustu; a z Ambonu do Leguerno?
— Dwustu.
— Cztery tysiące czterystu; a w samej wiosce, dokoła mnie, w domach, w ogrodach, w piwnicach?
— Pięciu, do sześciuset, generale.
— Dziękuję, Złoty Sęku.
Skinął głową, Złoty Sęk wyszedł.
— Słyszał pan — rzekł Cadoudal z prostotą — pięć tysięcy ludzi mniej więcej. Otóż z tymi pięciu tysiącami ludzi, którzy są wszyscy tutejsi i znają każde drzewo, każdy kamień, każdy krzak, mogę stanąć do walki ze stu tysiącami ludzi, których pierwszy konsul zamierza wysłać przeciw mnie.
Roland uśmiechnął się.
— Tak, to dziwne, — nieprawda?
— Zdaje mi się, że przechwalam się nieco, generale, albo raczej, że przechwalam swoich ludzi.
— Nie; bo mam pomoc w całej ludności; żaden z waszych generałów nie może wykonać ani jednego ruchu, żebym o tem nie wiedział; nie może wysłać ani