Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/31

Ta strona została przepisana.

napoju tego jest wszakże dobrze znany.
Wszystkich tych, którzy pili ów trunek szatański, ogarnął nagle szał gorączkowy, żądza krwi i mordu.
Zaledwie wskazano im drzwi, wtargnęli do więzienia.
Rzeź trwała przez całą noc: przez noc całą krzyki, jęki, chrapanie przedśmiertne rozlegały się wśród ciemności.
Zabijano wszystkich, wszystkich zarzynano, mężczyzn i kobiety; trwało to długo: zabójcy, jak powiedzieliśmy, byli pijani i źle uzbrojeni.
Wszelako uporali się.
Wśród zabójców dziecko zwracało uwagę zwierzęcą jkrutnością, nienasyconem pragnieniem krwi.
Był to syn Lescuyera.
Zabijał i zabijał; chełpił się, że sam, swoją ręką dziecięcą, zabił dziesięciu mężczyzn i cztery kobiety.
— Przecież mogę zabijać, ile zechcę — mówił. — Nie mam lat piętnastu, nic mi za to nie będzie.
W miarę, jak zabijali, zrzucali umarłych i ranionych z wieży Trouillas, a ci spadali z wysokości stóp sześćdziesięciu; najpierw zrzucano mężczyzn, a potem kobiety. Mordercy musieli mieć czas na gwałcenie trupów tych, które były młode i ładne.
O godzinie dziewiątej rano, po dwunastogodzinnej rzezi, głos z głębi grobowca tego wrzeszczał:
— Litości! przyjdźcie mnie dobić, nie mogę umrzeć.
Puszkarz Bouffier pochylił się nad otworem i spojrzał; inni nie śmieli.
— Kto to krzyczy? — spytali.
— To Lami — odparł Bouffier.
A potem, gdy wszedł między innych:
— I cóż — pytali — co widziałeś w głębi?
— Groch z kapustą — odparł: — mężczyźni i ko-