Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/329

Ta strona została przepisana.

Roland dążył na czele szeregu pierwszego; generał Hatry między pierwszym a drugim.
Łatwo było poznać ich obu, albowiem oni jedni jechali konno.
Pomiędzy szuanami jedynym jeźdźcem był Cadoudal.
Złoty Sęk zeszedł z konia, obejmując komendę nad ośmiu ludźmi, którzy mieli stanowić eskortę Jerzego.
— Generale — odezwał się jeden z głosów — modlitwa skończona, wszyscy powstali.
Cadoudal upewnił się, czy słowa te zgodne są z prawdą.
Poczem silnym głosem krzyknął:
— Dalej, rozweselcie się, chłopcy!
Zaledwie pozwolenie to, które dla szuanów i Wandejczyków równało się wezwaniu bębna czy trąbki do ataku — zostało wypowiedziane, już szuanie rozbiegli się po równinie z okrzykiem: „Niech żyje króli“ i wymachując kapeluszem w jednej ręce a karabinem w drugiej.
Zamiast dążyć zwartym szeregiem, jak republikanie, rozsypali się w tyralierkę, tworząc olbrzymi półksiężyc, którego środkiem był Jerzy i jego koń.
Wszyscy prawie ludzie Cadoudala byli kłusownikami, to znaczy świetnymi strzelcami, uzbrojonymi w dalekonośne karabiny angielskie.
W jednej chwili republikanie zostali okrążeni i rozpoczęła się strzelanina.
Już po pierwszych strzałach wtargnęło kilku wysłańców śmierci do szeregów republikańskich i czterech żołnierzy padło.
— Naprzód! — krzyknął generał.
Żołnierze szli w dalszym ciągu na bagnety.
Ale w ciągu kilku sekund nie mieli już nic przed sobą.
Setka wieśniaków Cadoudala zamieniła się w tyralierów i znikła jako oddział wojska.