Walka była straszna, ręka na rękę, a szuanie ze swymi nożami wzięli w niej górę.
Nagle Cadoudal powstał, trzymając w każdej ręce pistolet; był to wyrok śmierci na dwóch ludzi; i dwaj ludzie polegli.
Poczem przez ten wyłom śród dziesięciu czy dwunastu ludzi Jerzy rzucił się z trzydziestu wieśniakami.
Podniósł z ziemi karabin, posługiwał się nim, jak maczugą, i za każdem uderzeniem zabijał człowieka.
Przebił batalion i ukazał się po stronie przeciwnej.
Poczem, jak dzik, który powraca do przewróconego myśliwego i wyrywa mu wnętrzności, tak i on wtargnął do rany otwartej, powiększając ją jeszcze.
Teraz nastąpił koniec.
Generał Hatry zgromadził dokoła siebie z dwudziestu żołnierzy i, z nastawionym bagnetem, rzucił się na koło, które go otaczało; szedł na czele swoich ludzi, koń jego padł z rozprutym brzuchem.
Dziesięciu żołnierzy poległo, zanim przerwali to koło.
Generał stanął poza niem z przeciwnej strony.
Szuanie chcieli go ścigać.
Ale Cadoudal krzyknął grzmiącym głosem:
— Nie trzeba było go przepuszczać; ale z chwilą, kiedy się przedostał, niech odejdzie wolny.
Szuanie usłuchali z tą czcią, jaką mieli dla słów wodza swego.
— A teraz — zawołał Cadoudal — niechaj ogień ustanie; dosyć umarłych, brać jeńców!
Szuanie zbliżyli się, otaczając wzgórze umarłych i kilku żywych, ciężej lub lżej rannych, którzy poruszali się śród trupów.
Poddanie się było jeszcze walką w tej wojnie, w której z obu stron rozstrzeliwano jeńców; z jednej strony dlatego, że uważano szuanów i Wandejczyków za ban-
Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/334
Ta strona została przepisana.