następowało śniadanie, po którem Napoleon godzinę spędzał na rozmowie ze współbiesiadnikami i z gośćmi. Koło południa przychodził Cambacérès. Z tym Bonaparte rozmawiał jakie pół godziny; rozmowę z nim przerywał zazwyczaj stałym zwrotem:
— Do widzenia, Józefino, do widzenia, Hortensyo... Chodźmy pracować, Bourrienne.
Z temi słowy Bonaparte wychodził z salonu i powracał do gabinetu.
Tam praca odbywała się bez żadnej metody. Albo Bonaparte dyktował, albo Bourrienne czytał. Potem pierwszy konsul udawał się do senatu.
W pierwszych czasach, aby dojść do senatu, musiał przechodzić przez dziedziniec Luksemburgu. Przechodzenie to, zwłaszcza w dni dżdżyste, wprawiało go w zły humor. Ale w końcu grudnia pierwszy konsul kazał pokryć dziedziniec dachem. Od tego czasu powracał do gabinetu prawie zawsze podśpiewując.
Bonaparte śpiewał prawie równie fałszywie, jak Ludwik XV.
Po powrocie do siebie, przeglądał polecone roboty, podpisywał kilka listów, wyciągał się następnie w fotelu i, rozmawiając, strugał scyzorykiem jedną z jego poręczy. Jeśli nie rozmawiał, to odczytywał listy z dnia poprzedniego, albo ulotne broszurki ostatnie, śmiejąc się od czasu do czasu dobrodusznie, jak wielki dzieciak. Potem niespodziewanie, jakby zbudzony ze snu, zrywał się na równe nogi, mówiąc:
— Bourrienne! pisz!
I wówczas albo dawał plan jakiego pomnika, który należało postawić, albo dyktował jeden z tych projektów olbrzymich, które dziwiły, powiedzmy lepiej, niekiedy przestraszały cały świat.
O piątej podawano obiad. Po obiedzie pierwszy konsul szedł do apartamentów Józefiny i tam przyjmował
Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/345
Ta strona została przepisana.