Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/376

Ta strona została przepisana.

piętrze, mogli byli zauważyć ze zdziwieniem, że oświetlone były od jedenastej do północy cztery okna na pierwszem piętrze.
Co prawda, w każdem oknie paliła się tylko jedna świeca.
Można też było dojrzeć w oknie sylwetkę młodej dziewczyny, która poprzez firanki wpatrywała się w kierunku wioski Ceyzeriat.
Była to Amelia, która jakgdyby z niepokojem oczekiwała na jakiś sygnał.
Po kilku minutach otarła czoło i westchnęła prawie z radością.
W kierunku, w którym gubił się jej wzrok, błyszczał ogień.
Momentalnie przeszła przez wszystkie pokoje, gasząc jedną po drugiej pozostałe świece, zostawiwszy tylko palącą się świecę w swoim pokoju.
Po chwili zgasł ów ogień-sygnał, jakby tylko czekał na te ciemności.
Amelia usiadła koło okna i nieruchomo wpatrywała się w ogród.
Noc była ciemna, bez gwiazd, bez księżyca. Mimo to dojrzała po jakichś piętnastu minutach, a raczej wyczuła, cień, który przechodził przez gazon i zbliżał się do zamku.
Amelia postawiła świecę w najodleglejszym kącie swego pokoju, poczem otworzyła okno.
Ten, kogo oczekiwała, był już na balkonie.
Tak samo, jak i w pierwszą noc, kiedy wdrapał się nasz przybysz, i tym razem objął w pół dziewczynę i pociągnął ją do pokoju.
Dziewczyna jednak stawiła pewien opór; szukała ręką sznura od zaluzyi. Odwiązała sznur z gwoździa i zaluzya opadła z hałasem nieco większym, niż nakazywała ostrożność.