Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/434

Ta strona została przepisana.

— Już pusta — powiedział.
— Już pełna — odpowiedział Montbar, przechylając butelkę.
— No, to czekam. Za zdrowie pięknej Józefiny?...
— Józefiny... Lollier!
I Montbar wychylił szklankę.
— Przepraszani — zawołał Antoni — znam jedną Józefinę Lollier.
— Być może.
— Józefina Lollier... Przecież to córka właściciela poczty w Belleville.
— Właśnie.
— Dobry kąsek. Śliczna dziewczyna! Za zdrowie pięknej Józefiny Lollier!
I wychylił piątą szklankę.
— Teraz rozumiesz już, po co cię wołałem?
— Nie, ale nic nie szkodzi.
— Jesteś łaskaw.
— Ech, ze mnie dobry chłop.
— No, to ci powiem, po com cię wołał.
— Słucham.
— Zaczekaj-no! Lepiej zrozumiesz i usłyszysz przy pełnej szklance.
— Czy pan nie jest przypadkiem lekarzem od chorób uszu? — zapytał, dowcipkując, pocztylion.
— Nie; ale dużo miałem do czynienia z pijakami — odpowiedział Montbart, dolewając znowu do szklanki Antoniego.
— Można lubić wino i nie być pijakiem — zauważył Antoni.
— Zgadzam się z tobą, mój chłopcze — wtrącił Montbar — pijakiem jest ten, kto nie umie pić.