Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/47

Ta strona została przepisana.

sło swoje do krzesła żony, która, pod tym naciskiem usiłowała cofnąć z kolei swoje krzesło. Ponieważ jednak na krześle następnem siedział obywatel Alfred de Barjols, nie mający żadnego powodu obawiania się ludzi, o których wyraził właśnie sąd taki pochlebny, przeto krzesło żony otyłego jegomościa napotkało przeszkodę w nieruchomości krzesła młodego szlachcica.
On zaś zachował się, podobnie jak ksiądz, który dał biblijne wyjaśnienie, dotyczące króla izraelskiego Jehudy i misyi, jaką mu powierzył Eliasz, zachował się, mówimy, jak człowiek, nietylko nie odczuwający żadnej obawy, ale nawet spodziewający się wydarzonego wypadku, jakkolwiek niespodziewany może być ten wypadek. Z uśmiechem na ustach śledził zamaskowanego człowieka i, gdyby wszyscy biesiadnicy nie byli tacy zajęci dwoma głównymi aktorami sceny, która się rozegrywała, byliby mogli zauważyć niedostrzegalne prawie spojrzenie porozumiewawcze między bandytą a młodym szlachcicem, spojrzenie, które w tejże prawie chwili powtórzyło się między młodym szlachcicem a księdzem.
Dwaj podróżni wreszcie, których wprowadziliśmy do sali table d’hote’u i którzy, jak wspomnieliśmy, byli dosyć odosobnieni na krańcu stołu, zachowali postawę zgodną z ich różnym charakterem. Młodszy poniósł instynktownie rękę do boku, jakgdyby szukał nieobecnej broni, i wstał, jakby pod naciskiem sprężyny, by rzucić się do gardła człowiekowi zamaskowanemu, co nastąpiłoby z pewnością, gdyby był sam; ale starszy, ten, który, jak się zdawało, wydawał mu rozkazy nietylko z przyzwyczajenia, ale i z prawa, zadowolił się, jak to uczynił już poprzednio, schwytaniem go za surdut, mówiąc tonem rozkazującym, a nawet twardym:
— Siedzieć, Rolandzie!